czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 4

    Ostatnim życzeniem Hermiony Granger było spędzenie tego wieczoru z jednym z najbardziej pustych, nadętych i złośliwych kreatur jakie chodziły po Hogwarcie. Szczerze mówiąc wolała juz połknąć cały kubeł soku z czyrakobulwy niż dłużej znajdować się w Pokoju Życzeń, który teraz przekształcił się w dosłowne pomieszczenie tortur. Siedziała na tej samej pufie co godzinę wcześniej, ściskając jedną z przyniesionych przez siebie ksiąg o transmutacji ludzkiej. Jej zawartość nie ciekawiła jej tak jak zwykle poprzez aroganckiego Ślizgona, który bezczelnie zerkał na nią z typowym dla siebie złośliwym uśmieszkiem na twarzy. W jego ręku znajdowała się już któraś z kolei szklanka, wypełniona po brzegi trunkiem o złoto-bursztynowej barwie. Ku jej zdziwieniu blondyn nawet nie wyglądał na pijanego. Jego szare oczy nie błądziły po pokoju tylko wyraźnie spoglądały w jeden punkt, a mianowicie na nią. Jego spojrzenie wcale jej się nie podobało, gdyż było przepełnione taką pogardą, że nawet nie śmiała wychylić swojej głowy zza opasłego tomu.

    - Nie wierzę, że nawet nie spróbujesz Granger - zakpił leniwie machając przed swoją głową szklanką. Płyn w niej delikatnie zawirował.

    - Jestem wyznawcą Johnnie'go Walkera - odpowiedziała sceptycznie nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Wiedziała, jednak że jej odpowiedź wywołała zdziwienie na jego twarzy.

    - Johnniego co ? - zapytał siląc się na obojętność.

    - Walkera, Malfoy. Red Label. Bardzo dobra mugolska whiskey. Sądzę iż Ognista nawet nie dosięga jej do pięt.

    - Chcesz mi powiedzieć Granger, że jesteś znawcą od whiskey ?- zakpił, jednak informacja o trunku niezwykle go zaintrygowała.

    Hermiona nie odpowiedziała, jednak doskonale orientowała się w sprawach alkoholi, a szczególnie tych mugolskich. Jej wujek był producentem jednej z najlepszych wódek w kraju, jednak był prawdziwym degustatorem jeśli chodziło o znane marki whiskey czy szkockiej whisky. Hermiona nie raz degustowała trunki razem z nim, oraz jego sąsiadem który był niewiele starszy a w dodatku niezwykle przystojny. Dylan - bo tak się nazywał - zrobił na dziewczynie niezwykłe wrażenie. To właśnie z nim najbardziej kojarzył się jej Johnnie Walker. A wszystko przez jeden wieczór, w którym podebrali trunek nie zdającemu sobie z tego sprawy wujowi a następnie wypili go na strychu jego domu, w którym panował niezwykle przytulny klimat. Nie mogła jednak mówić o większej zażyłości z Dylanem, gdyż wiedziała że oboje pochodzą z dwóch rożnych światów, a ona niebawem znowu miała pojawić się w szkole z dala od ich rodzinnego miasta. Naszła ją jednak myśl, że właśnie pojawiła się znakomita okazja na odświeżenie całej znajomości. O ile tylko Dylan nie wyjechał jeszcze z Londynu.

    - Skoro jesteś taka pewna Granger, już wiem co zrobimy pierwszego wieczoru w tym mugolskim ścierwie - odparł spokojnie wyrywając ją z dłuższego zamysłu.

    - Chyba śnisz, jeśli myślisz że mogłabym z Tobą coś wypić - zawołała. Dobrze wiedziała, że upicie się przy dwóch Ślizgonach nie wróżyłoby niczym dobrym. Nie możliwością byłoby gdyby nie zechcieli wykorzystać jej stanu do jakiegoś chorego, ohydnego żartu w iście ślizgońskim stylu. Wiedziała, że jeśli w zasięgu jej wzroku znajdują się jacyś Ślizgoni, aby nawet nie przykładać szklanki do ust. Nie była wcale naiwna.

    Blondyn patrzył na nią bez zmrużenia oka. Reakcja Gryfonki jedynie go rozbawiła.

    - Wymyślam, jak mam przeżyć z Tobą przez te pół roku i uwierz mi że na trzeźwo będzie to niezwykle trudne. Poza tym , nie wiedziałem że z Ciebie taki tchórz Granger. Myślałem, że wy Gryfoni posiadacie w sobie trochę tej lwiej ikry.

    Hermiona obrzuciła go szybkim pełnym nięchęci  spojrzeniem.

    - Picie alkoholu z taką przebrzydłą fretką jak ty to nie odwaga, tylko głupota - powiedziała wyniośle starannie obserwując jego reakcję. Chłopak jednak pozostawał niewzruszony dalej obserwując ją z ironią wypisaną na twarzy - jednak niech będzie Malfoy. Skoro chcesz możesz spróbować mugoskiej whiskey, z chęcią uświadomię Cię co przez swój ograniczony umysł dawno straciłeś.

    - To się okaże Granger.

***

    - Już czas.

    Wysoki głos jednej z nauczycielek spowodował ciche pomruki wśród uczniów z dwóch Hogwartckich  roczników. W gabinecie Dumbledora panowała niezwykle napięta atmosfera. Hermiona nie pamiętała kiedy ostatni raz się tak denerwowała. Żaden egzamin nie kosztował jej tyle nerwów co zaistniała sytuacja. Złapała dwójkę swoich najlepszych przyjaciół za dłonie i cierpliwie czekała, aż wszyscy troje dotkną swojego świstoklika. Tuż za nią stała Ginny w towarzystwie Luny, która jako jedyna miała pełny uśmiech na twarzy, oraz jakiegoś nieznanego jej z imienia orzechowołosego Krukona. Ślizgoni gnieździli się na samym końcu, robiąc najwięcej szumu od pozostałych trzech Domów. Hermiona rozejrzała się wokół siebie czego pożałowała od razu dostrzegając sylwetkę blondwłosego Ślizgona. Pokój życzeń opuścili zaledwie pół godziny wcześniej, gdy wybiła godzina szósta - czyli dokładnie ta od której dozwolone były przechadzki po szkolnych korytarzach. Nie zrażeni już jakimikolwiek problemami, opuścili pomieszczenie bez słowa idąc każdy w swoją stronę. By nie wzbudzić podejrzeń woleli wrócić na początku do swoich Dormitoriów i razem ze wszystkimi udać się pod gabinet Albusa Dumbledore'a.

    - Za chwilę, pojawicie się w internacie przy jednej z londyńskich szkół - oznajmiła McGonagall mierząc spojrzeniem każdego ucznia w zasięgu jej wzroku - W waszych kieszeniach pojawiły się właśnie klucze, z numerkami pokoi jakie będziecie zamieszkiwać. Całe wyposażenie już tam na was czeka. Wszelakie instrukcje i niejasności znajdują się na kawałku pergaminu, który znajdziecie pod swoją poduszką. Myślę iż są to ostatnie informacje jakie mam Wam do przekazania. Jednak zanim dotkniecie świstoklika, mam dla was jedno ostrzeżenie.

    Tu zrobiła pauzę, by jednym ruchem ręki uciszyć jednego z kolegów Draco Malfoya, któremu właśnie szeptał coś głośno do ucha.

    - Każde użycie magii w stosunku do mugola, karane jest wyrzuceniem ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Zapamiętajcie to dobrze, gdyż żadnych wyjątków nie przyjmujemy. Zasady są niezwłoczne i ostateczne. Oczywiście nie zostawiamy Was tam samych. Jedna osoba z ministerstwa zostanie waszym Opiekunem i będzie czuwać nad wami i przesyłać nam szczegółowe raporty. To ona oprowadzi Was po nowym miejscu zaraz po przeniesieniu. - tu ponownie zrobiła pauzę, by przybrać mniej surowy ton głosu i wyraz twarzy-  Myślę, że właśnie nadszedł ten czas. Życzę Wszystkim powodzenia.

    Hermiona wypuściła głośno powietrze z ust. Ostatnie słowa profesorki właśnie dobiegały końca, a tuż przed nimi pojawiła się właśnie pusta butelka po środku dezynfekującym dla mandragor. Chwycili ją w jednym momencie. Przenosili się do całkiem innego świata.

***

    Stało się to niezwykle szybko. Pojawiali się co chwilę trzyosobowymi grupkami. Znajdowali się w podłużnym pomieszczeniu na które padało słabe niewyraźne światło. Dwa małe okna znajdowały się jedynie na samym początku, a blask padającego przez nie słońca nawet do nich nie dosięgał. Hermiona rozejrzała się uważniej. Jeśli się nie myliła znajdowała się właśnie na jednym ze szkolnych mugolskich korytarzy. Z każdej strony otaczały ich długie rzędy uczniowskich szafek. Rozległy się głośne szepty przybywających Hogwartczyków, które wyrażały zdziwienie, zaciekawienie pomieszane z małą pogardą. Zwykły korytarz nie robił nic przez co mogłoby zachęcić do siebie nowych uczniów. Nie skrywał też pewnie żadnych tajemnic. Ot najzwyklejszy korytarz. Jak miliony innych w mugolskim świecie.
    Tuż przed nimi zaobserwowali drobną sylwetkę, która wynurzała się z wielkiej kałuży padającego cienia. Hermionie aż oczy rozbłysły na widok tej drobnej kobiety, którą uśmiechała się do nich promiennie.

    - Tonks! - zawołała i zanim ktokolwiek zdążył zareagować rzuciła się w ramiona przyjaciółki, której nie widziała od wielu tygodni. Dziewczyna zapewne na rzecz szkoły zrezygnowała ze swoich różowych jak guma balonowa włosów i zamieniła je na nieco dłuższe orzechowe loki. Gryfonka musiała przyznać, że wyglądała w nich naprawdę ładnie a dzięki nim mogła spokojnie wtopić się w tłum i również udawać ucznia liceum. Tonks jako ich opiekun to była niezwykle przyjemna niespodzianka.

    - Udusisz mnie Hermiono - zawołała radośnie. Reszta uczniów przyglądała się tej scenie z niemałą ciekawością.

    Tuż obok Hermiony, zmaterializowali się w jednej chwili Ron, Harry i Ginny którzy także postanowili wyściskać Tonks z którą kontakt urwał się zaraz po oddelegowaniu jej i Remusa Lupina do Europy wschodniej na specjalne polecenie Zakonu Feniksa. Nigdy nie pomyśleli by że to właśnie ją spotkają tego dnia w mugolskiej szkole, gdzieś na nieznanych przedmieściach Londynu.

    - Wiedziałam że będziecie zaskoczeni - zawołała wesoło obdarzają ich ciepłym spojrzeniem - Ale teraz pozwolcie że... - wyminęła ich i zwróciła się w stronę pozostałych uczniów, którzy wpatrywali się w nią wyraźnie zaintrygowani. Hermiona znowu dostrzegła paczkę Ślizgonów, którzy nie byli zadowoleni na widok pani aurror. - Drodzy uczniowie tej prześwietnej placówki. Nazywam się Tonks, i to ja będę odpowiedzialna za wasze głupie i glupsze wybryki. W razie problemów, możecie zgłaszać się do mnie. Bedę pilnowała, żebyscie nie pozabijali się nawzajem, a szczególnie żebyście nie uszkodzili kogoś kogo nie powinniście. Wasze różdżki bedą znajdowały się u mnie, a każda próba kradzieży będzie kończyła się bardzo bardzo wielkimi nieprzyjemnościami. - tu jak na zawołanie zerknęła na gburowatych Ślizgonów, którzy zerkali na nią spod byka.

    - A teraz najciekawsza część spotkania - powiedziała -oprowadzę Was po całej szkole.

***

    - Ten budynek jest skomplikowany - stwierdziła Ginny idąc leniwie za Hermioną w poszukiwaniu pokoju numer czterysta dwadzieścia pięć. Tonks skończyła swoją przechadzkę zaledwie dwadzieścia minut wcześniej starannie opisując każdy mugolski przedmiot na jaki mieli okazję się natknąć.

    - Nie jest taki zły - stwierdziła brązowowłosa pozwalając sobie na delikatny uśmiech - Chociaż miny uczniów na widok sali do gry w piłkę był niezwykle zabawny. Część z nich dalej uważa że piłka przypomina coś na wzór zdeformowanego kafla. Wuef może okazać się  nawet śmieszny...

    - Nie sądzę by ta gra była chociaż trochę zabawna - burknęła Ruda dalej wlekąc się za przyjaciółką. - To taki mini Quidditch, tylko bez tłuczków czy znicza...

    Korytarz rozciągał się w nieskończoność, a one były już na tyle zmęczone że jak najszybciej chciały pojawić się w swoim pokoju, by odpocząć przed niespodziankami następnego dnia. Nie były też pewne kogo mogą zastać jako swoich współlokatorów. A wiedziały, że czekały na nie dwie dziewczyny z mugolskiego świata.
    Po odnalezieniu odpowiedniego pokoju przystanęły przed nimi niepewnie i zerknęły na siebie. Żadna nie miała tyle odwagi by jako pierwsza otworzyć drzwi. Pierwsza poruszyła się Hermiona która złapała delikatnie za klamkę, ściskając drugą ręką rozgrzaną dłoń Rudej.
    Ich oczom ukazał się nagle wąski korytarzyk który prowadził do dwóch kolejnych drzwi. Jedne z nich oklejone były plakatami jakiejś mugolskiej grupy rockowej, zaś drugie pozostawały czyste ukazując swoją całą drewnianą powierzchnię. 

    - Myślę iż te są nasze - wyszeptała Ginny 

    - Sprawdźmy to - nim Hermionie udało się ledwie tknąć klamki , oplakatowane drzwi nagle się otworzyły a w nich stanęła drobniutka postać długowłosej brunetki. Miała na sobie koszulkę jakiejś brytyjskiej grupy heavymetalowej którą Gryfonka kojarzyła z paru znanych utworów z radia. Była ubrana w ciemne barwy a jej ręce ozdabiały dlugie pieszczochy. Jej usta wymalowane krwistoczerwoną szminką rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

    - Emily, nasze nowe towarzyszki właśnie się zjawiły!

    Nie zdążyły nawet zareagować gdy nad ramieniem brunetki pojawiła się głowa szatynki, która nie sprawiała wrażenia tak uradowanej jak swoja przyjaciółka. Wręcz przeciwinie , Hermionie zdawało się, że dziewczyna wcale nie była zadowolona z  ich obecności. Była całkiem ładna, jednak jej naburmuszona mina psuła wszystkie uroki jej twarzy.

    - Ja jestem Olivia - przedstawiła się czarnowłosa ściskając po kolei dłonie zdenerwowanych Gryfonek. - A to jest Emily.

    Szatynka, także uścisnęła ich dłonie, jednak po chwili wymamrotała, że musi zapalić i po chwili zniknęła w głąb pokoju, udając się w stronę okna. Dziewczyny wymieniły krótkie spojrzenia wiedząc, że ich współpraca może się za dobrze nie układać.

    - Musicie jej wybaczyć - usprawiedliwiła koleżankę Olivia - w stosunku do obcych zachowuje się trochę nie ufnie, myślę jednak, że jak się już tutaj zadomowicie, to zdąży się przyzwyczaić...- tu zrobiła krótką pauzę przyglądając się im dokładnie - Nie powiedziałyście kim jesteście.

    Gryfonki przedstawiły się grzecznie, mówiąc tylko to na co pozwoliła im Tonks. Wcześniej miały być uczennicami staroangielskiej szkoły, która dawno utraciła na swej renomie i poprzez słabe środki dofinansowania musiała zostać zlikwidowana. Uczniowie musieli szukać innej placówki, a spora część z nich wybrała "Swanlea Secondary School". Olivia była tym całkiem zainteresowana jednak, widząc zmęczenie na twarzach dziewczyn obiecała, że przyjdzie do nich poźniej i pozwoliła aby Gryfonki otworzyły drugie drzwi w przyciasnym korytarzyku.

    - Wasze, rzeczy tam już są - powiedziała wchodząc do swojego pokoju - chociaż doprawdy dziwi mnie to skąd się tutaj znalazły, nie przypominam sobie żeby ktoś tu wchodził w przeciągu doby...

    Mówiąc to wzruszyła ramionami i podążyła w kierunku Emily, która wychylała się z okna tuż nad wznoszącymi się wiązankami białego dymu. Ginny spojrzała na nią z ukosa.

    - To są papieorosy Ginny - wyjaśniła krótko brązowowłosa - Mugole palą je gdyż są naprawdę uzależniające. No i przy tym bardzo niezdrowe.

    Ginny zrobiła wielkie oczy zapewne zastanawiając się jak można palić coś co oczywistością szkodzi swojemu zdrowiu. Nie powiedziała jednak nic tylko natychmiast wpakowała się do ich pokoju, który od początku wzbudzał jej ciekawość.
    Wszystko co się tam znajdowało ani trochę nie przypominało ich dormitorium z Hogwartu. Ściany były w kolorze delikatnego bzu, a łóżka stojące naprzeciwko siebie wyglądały niezbyt okazale przykryte cienką kremową kołdrą. Tuż na niej leżały dwie duże paczki, oraz ich szkolne torby i kufry wypchane po brzegi rzeczami które uznały za najpotrzebniejsze. Obok łóżek stały niewielkie biurka, a tuż pod ścianą, koło okna, wielka drewniana szafa z lekko przekręconym lustrem. Pomieszczenie samo w sobie nie robiło wrażenia, jednak Hermiona musiała przyznać, że można będzie się w nim odnaleźć.

    - No a więc zaczynamy nową przygodę Ginny - odparła nie mogąc się powstrzymać i rzucając na paczkę wypchaną ich nowymi podręcznikami.

    - Coś mi się wydaje, że ta szkoła przeklnie ten dzień, kiedy wpuściła w swoje progi Czarodzieji z Howartu - odparła Ruda patrząc się nieprzytomnie na przeciw siebie - Jestem bardzo ciekawa jak poradzą tu sobie nasi kochani Ślizgoni!

_______________

Miałam urwanie glowy, pół tuzina przyjaciół w domu i zbyt dużo okazji do zabawy by napisać rozdział wcześniej.
Przy okazji informują, że za tydzień mogę wyjechać i może nie być mnie przez jakiś okres czasu, dlatego kolejny rozdział przewiduje na sierpień. No chyba że uda mi się coś wyskrobać do niedzieli ;)

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 3


    - Ruszcie się - zawołała bez entuzjazmu Ginny podchodząc do swojego brata i jednym ruchem różdżki składając jego szachownicę, na której razem z Harry'm rozgrywał właśnie mini turniej szachowy. W domu Gryffindora nikt nie miał z nim najmniejszych szans.

    - Ginny - zawołał z oburzeniem Ron, gdy szachownica sama schowała się do pudełka tuż przed jego nosem.

    - Zebranie u Dumbledora, idioto - powiedziała spokojnie łapiąc Hermionę za ramię, która korzystając z ostatniego wolnego wieczoru postanowiła przewertować jeszcze parę książek. Wróciła obładowana nimi zaledwie dwie godziny wcześniej, ledwo widząc drogę poprzez skórzane opasłe tomy. Przed straceniem równowagi uratował ją na jednym z korytarzy Terry Boot i uznał, że najbezpieczniej będzie gdy przejmie od niej część ciężaru i odprowadzi pod sam obraz Grubej Damy. Od tego czasu brązowała pochłaniała księgi z zawrotną szybkością, jakby chciała zamagazynować jak najwięcej nowej wiedzy tuż przed długą przerwą.

    Tuż za słowami Ginny ze swoich siedzeń podniosło się wiele innych uczniów z ich klas. Wszyscy markotni ruszyli leniwie w stronę wyjścia, a osoby które nie brały udziału w projekcie, powychylały głowy z nad rozłożonych wokół siebie pergaminów i zerknęły na nich współczująco. Niewiele później Pokój Wspólny opuścili także Hermiona, Ginny, Harry i Ron, którzy zrobili to najwolniej i najleniwiej ze wszystkich pozostałych Gryffonów. Większość uczniów już dawno musiała znajdować się w gabinecie, i mimo że wiedzieli że mogą ściągnąć na siebie gniew McGonagall, nie była to dla nich wystarczająca motywacja by jak najszybciej dostać się na zebranie. Ostatniego wieczoru w Hogwarcie w tym roku, jak nigdy podziwiali przyciemnione korytarze i zerkali na każdy kolejny obraz, w którym postacie odtwarzali co raz to inną scenkę.

***

    Opustoszałymi korytarzami wędrowała także trójka Ślizgonów, która także nie pospieszyła za swoimi kolegami z roku. Pansy Parkinson wściekła niczym osa, trajkotała zawzięcie o tym, jak odesłanie ich na tak długi okres czasu może zepsuć jej świeży związek z Teodorem Nottem. Draco nie zamierzał tego mówić na głos, jednak znając Notta wiedział, że Ślizgon nie będzie bawił się w romantyczne listy przez parę miesięcy. Blaise Zabini pomyślał o tym samym, gdyż rzucił przyjacielowi krótkie spojrzenie, nie śmiąc przy tym przerwać wiązanki przekleństw czarnowłosej przyjaciółki.

    - Nie zamierzam rezygnować z Teodora - powiedziała stanowczo, odgarniając swojego długie włosy za ucho i przytrzymując je spinką. - Chociażbym miała stamtąd uciec.

    Draco prychnął.

    - Nie zdziwiłbym się gdyby stary Dumb zastosował takie zabezpieczenia, że nawet nie przejdziemy na krok od tego internatu - ostatnie słowo zaakcentował tak, że pozostali towarzysze także prychnęli ze złością

    - Nie mają prawa.. - mamrotała Pansy, jednak już nikt nie chciał drążyć tego tematu gdyż w Pokoju Wspólnym wałkowali go na okrągło. Nawet Snape proszony o pomoc nie chciał ich słuchać, a gdy widział w zasięgu wzroku uczniów z ich roku udawał, że ma niezwykle ważną sprawę do załatwienia. I zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, znikał podążając szybkim krokiem w przeciwną stronę.

    Gdy pojawili się na piętrze, na którym byli umówieni, wiedzieli że mają już małe spóźnienie. Idąc w ciszy do ruchomej Chimery, zatrzymali się nagle dostrzegając cztery sylwetki, wychodzące na przeciwko nich. Każdy z czwórki Gryffonów, rzucił im niezbyt przyjemne spojrzenie. Draco spojrzał na Pansy która będąc już w bojowym nastroju wyglądała jakby chciała rzucić się na jednego z nich, dając tym samym upust emocjom i uspokojenie dla zszarganych nerwów.

    - Proszę, proszę - powiedział cicho Draco - Potter, Rudzielce i Szlama. Kto jak kto, ale wy doskonale nadajecie się do zesłania was w jakieś mugolskie obozowisko. Zastanawiam się tylko kto popełnił błąd postanawiając umieścić tam i nas.

    - A co boisz się Malfoy ? - rozległ się głos brązowowłosej, która dalej z tym samym wyrazem na twarzy zerkała na niego z wyraźną niechęcią.- Że nie poradzisz sobie w świecie, którym nie znaczysz zupełnie nic?

    Draco czuł jak ciepło rozchodzi się szybko po jego ciele. Dwójka przyjaciół zbliżyła się do niego szybko, lecz on tylko machnął w ich stronę lekceważąco ręką. Mówiła do niego szlama, ktoś kto nawet nie miał prawa by oddychać tym samym powietrzem co on. Nie wyciągnął różdżki tak jak zrobili to ich przeciwnicy, tylko ze stoickim spokojem podszedł do brązowowłosej kujonki, i starając się nie stać zbyt blisko nachylił się i szepnął jej do ucha.

    - Uważaj, bo możesz tego mocno pożałować Granger.

    Sylwetki Harry'ego i Rona poruszyły się. W jednej chwili jeden z nich odepchnął Hermionę na bok, i tuż przed Draconem chwilę później, stał wyprostowany czarnowłosy Gryffon, celując różdżką prosto w jego nos. Blondyn uśmiechnął się kpiąco. Tuż obok niego przystanął Zabini, zaś z drugiej strony pojawiła się Pansy. Oboje mieli wysoko podniesione różdżki. Oboje Weasleyów zrobiło dokładnie to samo.

    - Czterech na trzech ? - zapytał spokojnie Malfoy - to trochę nie fair, co Potter?

    - Zniszczył bym Was, nawet jakbym miał działać w pojedynkę - warknął Harry, szybko przeszukując w myślach wszystkie zaklęcia jakie zna, próbując wybrać, jedno z najbardziej bolesnych i złośliwych. W tym momencie w nosie miał wszelkie konsekwencje. Skoro następnego dnia miało ich już tu nie być, nie miałby nawet czasu na odwalenie szlabanu u Snape'a albo McGonagall.

    Mierzyli się tak niebezpiecznie wzrokiem, dopóki Chimera nie odżyła, i tuż przed nimi nie zmaterializowała się postać srogiej opiekunki domu Gryffindoru. W tym momencie nie dbali o to, jakie mogą mieć kłopoty a żałowali że nie pojawiła się parę minut później.

***

    - Zmieniamy zasady - odrzekł spokojnie Dumbledore - jak widzicie, do naszej grupy dołączyli zagubieni uczniowie. - wskazał ręką na trójkę Ślizgonów, która stała tuż przed niezbyt zadowolonymi z tego Gryffonami.

    - Zostaliście rozdzieleni - kontynuowała McGonagall zwracając się do wszystkich uczniów - czwórkami dołączycie do jednej z klas liceum. Nie chcieliśmy dzielić was ze względu na domy, a to co dzisiaj zobaczyłam - spojrzała ostro na pojedynkujących się wcześniej Ślizgonów i Gryffonów - utwierdziło mnie w przekonaniu, że to dalej nie jest zbyt dobry pomysł. Jeśli macie się czegoś nauczyć, jedynie co nam pomoże to porozdzielanie Was. Nie martwcie się. Przynajmniej jedna osoba w czteroosobowej grupie, na pewno bedzie z waszego Domu.

    Rozległy się pomruki niezadowolenia. Hermiona zerknęła z przerażeniem na dwójkę przyjaciół, którzy także nie byli zachwyceni słowami McGonagall. Wcale nie chcieli się z nikim zbratać, ani niczego uczyć. A już na pewno nie ze Ślizgonami.

    - Panie Potter, Panie Malfoy - zawołała - Wy pierwsi macie ten zaszczyt. Jako że zależy nam na waszej kulturze osobistej, wiemy że umieszczenie was w jednej klasie byłoby przestępstwem, a wszelakich niedogodności uniknąć jak najbardziej chcemy. Panie Potter, razem z Weasleyem, traficie do klasy razem z panienką Parkinson i Greengrass. Za to pan panie Malfoy może przygotować się na częstą obecność Zabiniego Blaise'a, Hermiony Granger oraz Ginny Weasley.

    W gabinecie zapanowała cisza. Wszyscy byli wręcz zszokowani przydzieleniem profesorki. Wszyscy wiedzieli, że właśnie szykowała się ogromna burza. Na tle horyzontu właśnie pojawiały się pojedyncze błyskawice.

***

    Draco nie zwracał uwagi na to że jest godzina czwarta w nocy, a on za niecałe dwie godziny będzie musiał zwlec swój tyłek i razem ze wszystkimi swoimi rzeczami teleportować się nie wiadomo nawet gdzie. Przechadzał sie po zamku bez obawy że napotka w nim Filcha, albo jego kotkę, która pomimo swojej starości potrafiła doskonale wyczuć obecność innych uczniów nawet przebywając w dalekiej odległości. Nie wiedział, nawet gdzie konkretnie zmierza. Przechodził z korytarza na korytarz, miotając pod nosem wszelakie przekleństwa, które doskonale oceniały jego beznadziejną sytuację. Blaise Zabini już dawno mocno spał, ściskając w ręku butelkę z resztkami Ognistej, którą razem z nim wypili gdy tylko wrócili z gabinetu Dyrektora. Nie sądzili, że sytuacja mogla być gorsza niż wcześniej. A jednak los dokopał im sto razy bardziej.
  
    "Zakaz używania czarów, zakaz posiadania magicznych przedmiotów takich jaki księgi czy miotły. Wszystkie przedmioty są przetrzymane przez ministerstwo w oddzielnych skryptach, aż do zakończenia projektu. Użycie różdżek dozwolone tylko w skrajnych przypadkach. Użycie czarów w celu innym niż obronnym wiąże się z natychmiastowym usunięciem ucznia ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwartcie. Każdy uczeń ma zachować kulturę osobistą, i jak najlepiej wypełniać zadane tam obowiązki szkolne."

    Cały semestr bez magii, bez ani jednego machnięcia różdżką. Świetnie.


    Czując w gardle dalsze pieczenie po mocnej whiskey, przełknął leniwie ślinę i przetarł oczy, które powoli zaczynały mu już opadać. Nie chciał jednak wracać do Dormitorium. Księżyc świecił tej nocy niezwykłym blaskiem, który co rusz wpadał przez wielkie okna zamku, oświetlając mu całą drogę.
   
    " Uczniowie zamieszkiwać będą internat wraz z mugolskimi uczniami. Stworzy to wspaniałą okazję do zawarcia bliższych przyjaźni i zatarcia odwiecznych stereotypów jakie krążyły pomiędzy dwoma światami"


    Dobre sobie. Draco nie wyobrażał sobie sytuacji przed jaką postawiło ich Ministerstwo. Jak on mógł, mieszkać wśród szlam. Jak mogli dopuścić do zetknięcia ich z ludźmi w których żyłach płyną same brudy. No jak ?
    Co ciekawe, czasami sam nie wiedział dlaczego ma tak wielką obsesję na punkcie czystej krwi. W domu od lat wpajano mu pewne reguły, których zawzięcie się trzymał. Czasami to pomagało mu wierzyć, że jest o wiele lepszym od innych. A w to uparcie chciał wierzyć. Bo kto nie chciałby być wyjątkowym? Przechadzając się po szkole, zerkał na wszystkich z wyższością. On i Zabini bez wątpienia królowali w tej szkole. Przystojni, arystokraci, nie mogący się opędzić od dziewczyn, które mieli na pęczki. Bogaci, mający szerokie uznanie wśród Ślizgonów i oczywiście wywołujący przerażenie u innych uczniów. Nikt nie chciał być tym z kim ta dwójka by zadarła. Czego mógł chcieć więcej. Miał wszystko, wszystko o czym tylko mógł marzyć...

    Zatrzymał się. Cichy szmer uświadomił go że nie znajduje się na korytarzu sam. Parę metrów przed nim zauważył ciemną postać, jednak jego widoczność była zbyt słaba by mógł ja rozpoznać. Zwolnił krok i zatrzymał się na chwilę. Jego towarzysz postąpił tak samo, za pewne wpatrując się w niego nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. To pozwoliło Draconowi przypuszczać, że nie ma przed sobą żadnego nauczyciela, tylko ucznia, który podobnie jak on postanowił wybrać się na nocną przechadzkę.

    - Możesz się pokazać - odrzekł pewnie, stanowczo zbliżając się do postaci szybkimi krokami - ... nie jestem wcale... Granger?

    Tuż przed nim z wystraszoną miną stała brązowowłosa Gryfonka, ściskając w ręku dwa opasłe tomy z zaklęciami. Któż by inny odwiedzał o tak późnej porze bibliotekę, jak nie szlamowata kujonica Granger.

    - Malfoy - nie było to pytanie. Dziewczyna aby wypowiedzieć to słowo użyła tyle jadu ile tylko mogła wyprodukować. Jego osoba była ostatnią, jaką chciała spotkać tej nocy. - Nie dość, że będę musiała znosić twoje towarzystwo przez cały semestr, to jeszcze musiałam spotkać Ciebie akurat ostatniej nocy w tym zamku - dodała ze złością

    - Poniekąd masz wielkie szczęście, Granger, wiesz ile dziewczyn chciało by mnie spotkać tutaj całkiem samego i to w nocy ? -  zapytał uśmiechając się kpiąco.

    Gryfonka prychnęła tylko i wyminęła blondyna szturchając go mocno dwoma księgami w ramię. Draco patrzył za jej pospieszającą sylwetką dopóki, dziewczyna nie zatrzymała się nagle w połowie korytarza. Tuż za jego rogiem oboje usłyszeli podniesiony męski głos oraz ciche miauczenie starej kocicy. Hermiona szybko się odwróciła i starając się nie robić za dużo hałasu, pobiegła w stronę Malfoya skręcając w drugi korytarz. Wiedząc, że nie pozostaje mu inna opcja blondyn pospieszył za brązowowłosą, depcząc jej praktycznie po piętach. Nie wiedząc dokładnie gdzie się znajdują, usłyszeli za sobą szybki tupot stóp. Filch już wiedział, że miał na karku dwójkę uciekinierów.

    - Do klasy - szepnął Malfoy do Gryfonki, która z przerażeniem rozglądała się na wszystkie strony poprzednio się raptownie zatrzymując.

    - Sam se do niej właź - syknęła. Po chwili tuż przed Hermioną ukazały się wielkie dębowe drzwi. W ostatniej chwili przypomniała sobie o Pokoju Życzeń i szybko skorzystała z okazji znajdowania się na odpowiednim piętrze.

    Malfoy patrzył bez mrugnięcia okiem jak dziewczyna znika za wielkimi drzwiami zamykając je z cichym trzaskiem. W przypływie desperacji podążył za nią, czując że ich woźny znajduje się dosyć blisko. Otworzył drzwi szybkim ruchem różdżki i wpadł do pomieszczenia, w którym jasne światło nagle go oślepiło.

    - Wynocha Malfoy - usłyszął nagle, tak dobrze mu znany irytujący głos. Granger siedziała na jednej z puchatych puf, trzymając w ręku jedną z przyniesionych przez siebie ksiąg. Pokój w jakim właśnie się znajdował był niewielki. Sciany były w kolorze fioletu, zaś parę drobnych mebelków w kolorze ciemnego różu. Oprócz sofy i paru puf przy ścianie znajdowała się ogromna biblioteczka w całości wypełniona wszelakimi księgami.

    - Doprawy Granger - powiedział z ironią - mogłaś zażyczyć sobie wszystko, a ty naprawdę wybrałaś pokój al'a Dolores Umbridge pełnej jakichś książek ?

    - Jak ci się nie podoba, możesz się wynosić - odparła wyniośle zwracając swój wzrok w stronę książki.

    - Niestety Granger, ale pomimo iż nie mam najmniejszej ochoty przebywać tu z Tobą, czuję że nie mam wyboru. Jednakże, nie zamierzam siedzieć w żadnej bibliotece...

    Mówiąc to zerknął na jeden z kątów pokoju w którym niespodziewanie pojawił się niewielki barek, uginający się od nadmiaru tak uwielbianych przez niego trunków. Widząc, jak Gryfonka przygląda się mu z niechęcią podszedł do barku i wyciągnął sobie szklankę. Gdy napełnił ją sobie jedną z uwielbiabych przez niego whiskey siadł na przeciwko brazowołosej z kpiącym uśmieszkiem.

    - No to czeka nas długa noc Granger - mówiąc to upił duży łyk napoju.

_______________
   

Grr nie jestem zadowolona :< Tak czy siak, w następnym rozdziale już na pewno bohaterowie zjawią się w mugolskiej szkole. Zostanie ukazana trochę na wzór mojego własnego liceum :) Kiedy następny rozdział, tego nie wiem, gdyż przyjeżdżają do mnie znajomi więc pewnie będziemy balować a nie siedzieć przy kompach. Chyba , że znajdę czas którejś z nocy kiedy położę ich pijanych spać :D

ps. za błędy serdecznie przepraszam
  

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 2

    Pod koniec drugiego tygodnia września każdy, kto przechodził obok wielkiej tablicy ogłoszeń nie mógł nie dostrzec wielkiej czerwonej kartki, która zakrywała wszystkie pozostałe informacje, zgłoszenia i reklamy. Uczniowie piątych i szóstych klas, nie mogli przejść obok niej obojętnie. Już na nagłówku zaznaczone było iż treść całego ogłoszenia była zwrócona właśnie do nich.
    Ginny, która właśnie schodziła na śniadanie zauważyła małą grupkę ludzi skupionych wokół siebie przy tablicy. Neville Longbottom który opierał się na ich ramionach, stając na samych palcach u stóp wychylał się najmocniej jak potrafił, by także móc odczytać przyczepioną wiadomość. Ruszyła w ich kierunku nawet nie zwracając uwagi na dwójkę pierwszoroczniaków którzy nagle wpadli jej pod nogi.

    - Moglibyście posunąć swoje szanowne tyłki ? - zapytała stanowczym tonem stając przed grupką osób z jej roku. Wśród nich znajdowali się także Seamus Finningan wraz z Parvati Patil.

    Kilka osób ustąpiło jej miejsca dzięki czemu śmiało mogła odczytać wywieszone ogłoszenie. 

    - Nie ociągają się co ? - mruknął w jej stronę Seamus - wygląda, na to że jak postanowili tak zrobią.

    Wpatrywali się jeszcze przez chwilę w ogłoszenie, które oznajmiało iż wszystkie osoby z podanych klas miały udać się następnego dnia do gabinetu Dyrektora, w celu wyjaśnienia pozostałych kwestii odnośnie umieszczenia ich w mugolskiej szkole. Przenosiny czekały ich już w niedziele, co nie napawało ich zbyt wielkim entuzjazmem. Ginny czując, że humor znowu jej się pogarsza, ruszyła razem w Parvati i Seamusem w stronę Wielkiej Sali by udać się na śniadanie przed ostatnimi w tym semestrze lekcjami w Hogwartcie. 
    Ruda z daleka zauważyła machającą do niej Hermionę Granger. Przysiadła się do niej szybko, kiwając głowy Ronowi i Harry'emu w geście powitania. Jak się spodziewała, trójka przyjaciół także przeczytała informację.

    - Wygląda na to, że naprawdę pozostało nam pogodzić się z tym losem - burknął Ron by zaraz potem wepchnąć sobie do ust wielkiego tosta z serem.

    - Znowu to samo - Ginny przewróciła oczami - skoro już mamy pokazać się w innym środowisku, nauczyłbyś się chociaż nie jeść jak świnia...

    - Pozostaje tylko pytanie, po co Weasley - rozbrzmiał za ich plecami cichy i zimny głos.

    Tuz obok ich stołu przechodził Draco Malfoy w towarzystwie Blaise'a Zabiniego. Oboje mieli miny jakby właśnie ktoś kazał przełknąć im łyżkę soku z Czyrakobulwy.

    - Jeśli będzie jadł jak świnia, bez problemów wmiesza się wśród mugoli - dodał, na co Zabini zareagował krótkim parsknięciem śmiechu.

    - Pogadamy inaczej, gdy ktoś spuści wam porządne lanie - odparła szybko Hermiona zerkając na nich z niechęcią- w mugolskiej szkole nie będzie Snape'a który przybiegnie Wam na ratunek, i ukaże innych punktami. Tam zasady potrafią być o wiele brutalniejsze.

    Malfoy zmrużył oczy po czym rzucił szybkie spojrzenie na Zabiniego, który tylko uśmiechnął się chytrze.W jego minie było coś, co Hermionie strasznie się nie podobało. Wyglądało na to, że Ślizgoni swoim zwyczajem knuli jakiś paskudny plan.

    - Granger ty na pewno się cieszysz z takiego obrotu sprawy co? - zapytał blondyn starając się przybrać najbardziej arogancki ton na jaki go było stać - w końcu będziesz wśród swoich. Może namówisz Weasleya by został tam już z Tobą na zawsze ? Hogwart w końcu pozbędzie się zbędnego szlamowatego balastu.

    Harry i Ron poderwali się z siedzeń gotowi rzucić się na Malfoya, lecz stracili na pewności siebie gdy Zabini naprężył niebezpiecznie mięśnie. Ginny złapała ich obu za ramiona po czym pociągnęła ich z powrotem na swoje miejsca. Ślizgoni zaśmiali się tylko pod nosem, po czym odeszli obrzucając ich ostatni raz złośliwymi uśmieszkami. W końcu ich sylwetki zniknęły im z oczu znajdując się tuż obok stołu Ślizgonów, do którego się przysiedli.
    Czwórka przyjaciół wymieniła zaniepokojone spojrzenia.

    - Myślicie,  że naprawdę Ślizgoni będą zgrywać łagodne baranki, gdy już nas tam wyślą? - zapytał powoli Harry doskonale znając reakcje przyjaciół.

    - Nie.- odparli bez ogródek, zabierając się z powrotem do nieskończonego śniadania.

    - Dumbledore nigdy nie pozwoli aby któryś z tych idiotów zrobił coś jakiemukolwiek mugolowi - odparła z przekonaniem Hermiona - sądzę iż , nawet jeśli któremuś z nich wpadnie do głowy coś głupiego, natychmiast tego pożałują, gdy ministerstwo lub szkoła zafundują im odpowiednią karę. Jak dla mnie Zabini i Malfoy mogą zgrywać kogo chcą. Sami sobie w tej szkole nie poradzą, i naprawdę nie wiem kto z nas mógłby być na tyle głupi aby im w tym pomóc.
    Ginny obrzuciła stół Ślizgonów długim spojrzeniem, po czym zamoczyła usta w szklance soku dyniowego, który tego dnia wydawał jej się zbyt gorzki by mogła upić cały łyk.

    - Zabini i Malfoy to pikuś. Pomyślcie co zrobi taki Crabb z Goylem... - zaśmiała się delikatnie, i wychyliła głowę by dostrzec sylwetki osiłkowatych i przygłupich Ślizgonów.

    Siedzieli na końcu stołu nie rozmawiając z nikim, tylko wpychając w swoje wielkie usta coraz to większe ilości jedzenia. Reszta uczniów zdawała się nie zwracać na nich uwagi, tak jakby uważali że oboje przynoszą wstyd dla całego Slytherinu. Minęło sporo czasu odkąd Draco Malfoy przestał ciągać ich ze sobą jako parę wyjątkowo tępych ochroniarzy. Teraz doskonale potrafił poradzić sobie sam. No i miał jeszcze Zabiniego, którego mięśni mógł pozazdrościć nie jeden chłopak w całej szkole.
    
    - To szaleństwo wpuszczać ich do takiej szkoły - zauważył Harry przecierając leniwie okulary - jednak to strzał w dziesiątkę Ginny. Już wyobrażam sobie jak ktoś próbuje wytłumaczyć im matmę... - jego umysł nawiedziła zabawna scena Crabba stojącego pod tablicą, rozwiązującego jakieś wyjątkowo trudne zadanie matematyczne. Może i Hermiona miała rację. Może oprócz zwykłego obowiązku, cały ten projekt będzie dosyć ciekawym i zabawnym doświadczeniem.

    Poł godziny później opuścili Wielką Salę by udać się na ostatnie lekcje. Jak się spodziewali nauczycielom wcale nie zależało na tym by wpoić im jakieś nowe wiadomości z materiału. Urządzali sobie za to pogawędki na temat zasad dobrego zachowania ( tu ich wzrok najczęściej zatrzymywał się przy uczniach ze Slytherinu) oraz opowiadali im jak najwięcej szczegółów o urządzeniach znajdujących się w mugolskim świecie, dzięki którym ludzie bardzo szybko mogą się sobą skontaktować, ugotować coś lub nawet poszukać jakiejkolwiek rozrywki. Hermiona zauważyła, że nauczyciele wiedzą na ten temat wystarczająco dużo co utwierdziło ją w przekonaniu iż sami musieli mieć styczność z wymienionymi przedmiotami. Z jednej strony cieszył ją mały powrót do normalności. Pobyt w mugolskiej części Londynu gwarantował jej częstszą możliwość spotykania z rodzicami, którzy mogli by ją odwiedzać kiedy by tylko chciała. Pobyt w internacie nie byłby taki straszny skoro w szkole przyzwyczajeni byli do sypiania w Dormitoriach położonych tak daleko od ich domów. Bała się tylko, iż zadanie nałożone przez Dumbledor'a może okazać się zbyt trudne zwłaszcza dla członków czarodziejskich rodzin, nie mających pojęcia o zasadach panujących w przeciwnych do nim świecie. Bała się również o zachowanie Ślizgonów, którzy na pewno nie raz udowodnią, jak bardzo skończonymi idiotami są z natury.
    Ku zdziwnieu Hermiony klasa słuchała nauczycieli w ciszy i w skupieniu. Spodziewała się, że ponownie zewsząd rozlegną się okrzyki niezadowolenia, i błagania nauczycieli aby jednak próbowali zainterweniować u Dumbledore'a. Uczniowie albo słuchali tego o czym mówią z najwyższą uwagą, albo w ogóle nie słuchali grając między sobą w jakieś małe gierki, nie zwracające uwagi danego profesora.
    Wszystko uległo zmianie do ostatniej lekcji tego dnia. Były nią eliksiry, które jak zawsze odbywały się w lochach, gdzie do ponurego wystroju jak ulał pasował wzbudzający ogólny lęk profesor Severus Snape. W klasie pojawił się minimalnie po dzwonku, krocząc pomału ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.Stanął na przeciwko klasy, i omiótł wszystkich wzrokiem, szczególnie zatrzymując swój wzrok na wychowankach swojego domu.
 
    - Dzisiaj, mamy za mało czasu aby przyrządzić coś co było by dla mnie w jakiś sposób użyteczne, ale macie go na tyle dużo by zadowolić panią Pomfrey, która ostatnio prosiła mnie o proste mikstury na przeziębienie. Instrukcja na stronie piętnastej. Jest to jednen z najłatwiejszych eliksirów jaki macie okazję zrobić. I raczej nikt z was nie jest na tyle ułomny aby to spieprzyć. - w tym czasie omiótł spojrzeniem Neviell'a Longbottoma, który się zaczerwienił a następnie Harry'ego, który dzielnie wytrzymał jego spojrzenie nie dając po sobie poznać, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie.

    - Macie pół godziny - syknął Snape podchodząc do swojego biurka i siadając za nim, w dalszym ciągu nie spuszczając z nich wzorku.

    Klasa leniwie ruszyła do szafek po odpowiednie składniki. Tak jak powiedział Snape, eliksir nie był zbyt skomplikowany dlatego nawet z kociołków największych słabiaków, tak jak w instrukcji unosiła się właśnie szkarłatna mgiełka.
    Tak jak przeczuwała Hermiona i reszta Gryffonów Snape, pomimo iż dał im proste zadanie nie zostawił ich w spokoju, za pewne chcąc przed paroma miesiącami rozłąki, pokpić z nich co dawało mu przypływ wielkiej satysfakcji. Poruszając się obok stolików zatrzymywał się przy każdym Gryffonie i głośno komentował sposób dodawania przez niego składników lub technikę mieszania mikstury w kociołku. Ślizgoni reagowali na jego uwagi wybuchami śmiechu, co bardzo rozzłościło większość Gryffonów. Hermiona jednak szeptem nakazywała im się opanować, zaznaczając, że do końca lekcji zostało dwadzieścia minut i nie warto robić sobie kłopotów, skoro i tak nie zobaczą Snape'a aż do kolejnego semestru. Inni pomimo jawnej złości musieli przyznać jej rację.
    Harry spojrzał na swój wywar. Był prawie gotowy, według instrukcji do uzyskania ostatecznej konsystencji oraz do uzyskania leczniczych właściwości należało dodać odrobinę soku wyciśniętego z akonitu. Zamieszał w kociołku jeszcze parę razy i odszedł od swojego stolika by udać się do szafki ze składnikami, którą właśnie opuszczały ostatnie osoby. Gdy zauważył na jednej z półek resztki akonitu ruszył automatycznie w jej stronę, nie chcąc znowu dać dla Snape'a powodu do złośliwości. Gdy wyciągnął rękę w jej stronę poczuł jak ktoś popycha go lekko w drugą stronę, przez co na chwilę stracił równowagę. Gdy już stanął do pionu aż zagotował się ze złości. Przy półce ostatnie resztki tojadu odebrał mu Draco Malfoy, który uśmiechnął się mściwie po czym rzucając parę wrednych obleg pod jego adresem ruszył z powrotem do swojej ławki śmiejąc się pod nosem.
    Harry czerwieniąc się ze złości ruszył w stronę Hermiony i Rona, którzy zerkali na niego z niepokojem. Nie zdążył się nawet do nich odezwać, gdyż Snape ogłosił koniec czasu, i przeszedł na drugą stronę klasy by sprawdzić użyteczność każdego wywaru. Harry pochylił się nad swoim, który ze szkarłatnej barwy przemienił się w coś co przypominało rozgotowany bigos. Mina mu zmętniała. Tylko jego wywar na całą klasę nie dostał swojego ostatniego składnika, przez co oczywiście okazał się całkiem bezużyteczny. Zerknął nienawistnie na Malfoya, który ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy wlewał właśnie sok z akonitu do swojego kociołka. Już chciał pokazać mu gestem co o nim myśli gdy nagle pojawił się przed nim Snape, z jeszcze bardziej ironicznym uśmiechem na twarzy.

    - Potter - warknął - wyjaśnisz mi co to ma być ? - wskazał różdzką na jego nieudany eliksir.

    - To miała być mikstura na przeziębienie - powiedział cicho Harry, próbojąc nie patrzeć w czarne zimne oczy profesora.

    - Właśnie Potter, to MIAŁA być mikstura na przeziębienie. Niestety twój durny, tępy łeb nie zrozumiał instrukcji zawartej w podręczniku. - mówiąc to otworzył jednym ruchem podręcznik Harry'ego i podetknął mu go pod sam nos - Czy możesz mi przeczytać ostatni wers instrukcji, Potter?

    - Zrozumiałem instrukcję - warknął Harry nawet nie patrząc na podręcznik - ta głupia mikstura udała by mi się gdyby Malfoy nie zabrał mi akonitu !

    Snape obdarzył go nieprzyjemnym spojrzeniem i rzucił podręcznik na ławkę, tuż przed samym nosem Rona przez co gwałtownie się wzdrygnął.

    -  Nie zwalaj winę na Malfoya, skoro jesteś na tyle niedorozwinięty że nie potrafisz wyjąć składników z szafki. Może ta nagła zmiana klimatu dobrze Ci zrobi, co Potter? Może dziedziny magii zgłębiane przez mugoli nie będą na tyle trudne, i w końcu będziesz mógł się gdzieś doskonale odnaleźć?

    Ślizgoni ryknęli śmiechem podczas gdy Gryffoni patrzyli nienawistnie na Snape'a. Nikt nie miał odwagi nic powiedzieć, wiedząc, że rozjuszony Snape tylko na to czeka.Wiedzieli ze ma do tego ostatnią okazję, a na kolejne znęcanie się z jego strony będą musieli czekać aż do stycznia.
     Pomimo ciszy Harry i Snape mierzyli się niebezpiecznie wzrokiem. Gdy zabrzmiał dzwonek, Harry szybkim ruchem opróżnił swój kociołek i wybiegł zły z klasy nie chcąc się znowu sprowokować czymś Snape'a. Tuż za nim podążyli Ron i Hermiona ledwo dotrzymując mu kroku

***

Drugi rozdział za mną, wiem że malo Dramione ( albo w sumie wcale xD) ale nie chcę szybko tego rozkręcać. Nie wiem kiedy pojawi się rozdział 3 gdyż mam trochę zaplanowanych dni, a nie chcę też wisieć ciągle na kompie. Mam nadzieje, że to powyżej nie jest jeszcze takim tragizmem i da się czytać :D

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 1

    - Smoku zaczekaj.

    Ciemnowłosy brunet pospieszył szybko za swoim blondwłosym przyjacielem przystając na chwilę by zawiązać uciążliwe sznurówki w swoich starych znoszonych trampkach. Ich materiał nosił na sobie plamy błota pochodzącego zapewne z boiska do Quditicha, na którym teren był błotnisty od częstych jesiennych ulew.
    Draco Malfoy przystanął niecierpliwie i oparł się o ścianę tuż obok portretu pięciu młodych czarownic, które zarumieniły się wdzięcznie i zerkały na chłopaka chichocąc i szeptając sobie coś do ucha. Był zdenerwowany. Przed chwilą razem z Zabinim i resztą uczniów z jego roku, opuścił gabinet Dumbledora i wcale nie był zadowolony z tego co tam usłyszał. To wszystko było jedną wielką pieprzoną kpiną. Nie wiedział jak ministerstwo mogło zezwolić na realizację tak durnego projektu. On wśród szlam ? W mugolskiej części Londynu? To nie do przyjęcia...

    - Pospiesz się diable - szepnął nieprzyjemnie, patrząc jak Blaise laniwie plącze supły przy swoich butach. Czasami zachowywał się prawie jak dziecko.

    Zabini podniósł się szybko, a na jego twarzy gdzie zwykle gościł uśmiech widniało coś w rodzaju pewnej irytacji. Jego oczy niebezpiecznie błyszczały.

    - To co teraz. Interweniujemy u Snape'a ? - zapytał

    - Żartujesz? Snape nie zadrze z Ministrem Magii. W zasadzie to ma tyle w tym temacie do powiedzenia co my. Dumbledore zrobił z nas królików doświadczalnych. Wymyślili sobie, że zbratamy się z tym całym szlamem... - dodał złowieszczo

    Ruszyli w stronę swojego dormitorium, każdy patrząc w inną stronę. Gdy znaleźli się w lochach dostrzegli wiele znajomych sylwetek, które tak samo jak oni snuli się zdenerwowani, nie wiedząc jak zapanować nad powstałą złością. Na środku tuż obok Teodora Notta, który z ironicznym uśmieszkiem zerkał na całe towarzystwo (jego projekt nie obejmował) stała Pansy Parkinson, która właśnie kończyła opowiadać powód wezwania ich do gabinetu Dyrektora. Była czerwona aż po cebulki swoich włosów i ledwo łapała oddech starając się szybko i szczegółowo opowiedzieć wszystko czego się właśnie dowiedzieli.

    - Bo się zapowietrzysz Parkinson - powiedział Blaise z ironicznym uśmieszkiem, który jednak zszedł mu z twarzy na widok miny Notta. - Nie ładnie tak rozgadywać nasze tajemnice.

    Pansy obrzuciła go szybkim spojrzeniem i zarzuciła ręce na ramiona Notta, który przybliżył się do niej obejmując ją mocno w talii.

    - Zaraz się porzygam - zakpił Draco, jednak nawet tego wieczoru nie miał zbyt wiele zapału by jak zwykle kpić z pary swoich przyjaciół. Myśl o spędzeniu paru miesięcy w mugolskiej szkole niezwykle go dobiła, i nawet zwykłe kpiny nie dały by mu zwykłej ulgi.

    - Za to ja mam inny plan - zawołał nagle Zabini i zerknął na przyjaciół z niezwykłym błyskiem w oku. Draco za długo go znał, by nie poznać, że Ślizgon wpadł na jakiś typowy dla siebie złowrogi plan.

    - Oświeć nas Diable.

    - Jeżeli już chcą wcisnąć nas w te splugawione towarzystwo, to nie wiem jak ty, ale ja zrobię to co już dawno chciałem zrobić - uśmiechnął się złośliwe.

    Draco przyjrzał się przyjacielowi, i po jego minie poznał doskonale o czym Zabini mówi. Dostali właśnie wymuszoną okazję na to by dać popalić całemu budynkowi cholernych szlam. Jeśli  Dumbeldore wysyła ich tam, by rozluźnić stosunki pomiędzy dwoma światami, może się jedynie grubo mylić. Żadne więzy nie zostaną zawarte a on z Blaise'm załatwi to tak że całe Ministerstwo już niedługo pożałuje swojej decyzji.

    - Uważasz że to pozytywna strona tego wszystkiego ? - zapytał Nott

    - Jakaś musi być - odburknął Zabini

    - Dumbedore Was zabije, nie ma szans  ze uda wam się narobić jakiegoś zamieszania. Mogę się założyć, że będziecie potulni jak baranki, gdy Ci z Ministerstwa na wszelki wypadek zarekwirują wam różdżki.

    Blaise'owi zszedł uśmiech z twarzy i jeszcze bardziej się naburmuszył. Draco prychnął gniewnie, po czym ruszył w stronę dormitorium, do którego tak jak się spodziewał podążył również Zabini. W pokoju wspólnym minęli grupkę dziewczyn z piątego roku, które zawzięcie o czymś plotkowały rzucając łaciną nie gorzej niż nie jeden starszy Ślizgon. Z paru słów jakie usłyszeli, mogli wywnioskować, że w projekcie bierze udział także młodszy rocznik. Nie poprawiło im to jednak humoru. Po znalezieniu się w dormitorium Draco szybko podszedł do swojego kufra, gdzie pod stogiem wyprasowanych koszul, leżała zawinięta w jego szalik duża butelka Ognistej. Bez słowa wyciągnał dwie szklanki, i po nalaniu płynu do naczyń, pochłonął zawartość jednej z nich, szybkim haustem. Nie zaczekał nawet na Zabiniego, który codopiero moczył wargi w bursztynowym trunku, w chwili gdy on odstawiał szklankę na stół. Napełnił ją ponownie.
   
    - Rzucam tą szkołę, w cholerę - odparł krążąc nerwowo po pomieszczeniu. Blaise obserwował go ponuro, po raz pierwszy w życiu nie znajdując sensownej lub zabawnej odpowiedzi, jakimi zwykle obdarzał swojego przyjaciela. Wpatrzył się smętnie w swoją szklankę, czując jak złość rozgrzewa jego ciało. Mógłby przysiąc, że temperatura jego ciała podskoczyła o kilka stopni w chwili opuszczenia gabinetu Dyrektora. Zakpiono z nich śmiertelnie. Jak on czy Draco, mogliby być wysłani wśród mugoli. Jak mogli zgotować im los przebywania przez pół roku w szkole pełnej ohydnych szlam. Ich, czarodziei w których żyłach płynie sama czysta krew, bez brudów, charłaków, mieszańców i szlam. Nie mogli pozwolić na to, by szkoła i ministerstwo umieściło ich siłą w ośrodku dla ..zwykłych ludzi.

    - Chyba kogoś zamorduję - odparł w końcu patrząc się tępo przez okno po którym zaczęły pędzić jak oszalałe krople deszczu. - Wolę trafić do azkabanu niż dać się wpędzić w takie pole minowe.

    - Dumbledore ze starości całkiem zgłupiał - odparł cicho Draco, siadając w końcu na jednym z łóżek - w tym wieku od dawna powinien przejść na emeryturę, ale skoro wolą trzymać takich starów w gronie pedagogicznym... wcale bym się nie zdziwił jakbyśmy niedługo zaczęli występować w jakimś cyrku.

    - To co robimy ? - Zabini zadał pytanie, które nękało go od samego początku. Muszą jakoś zapanować nad całą sytuacją.

    - Dobrze, wiesz że nie zrobimy nic - odparł z rezygnacją blondyn upijając kolejny łyk Ognistej - teraz naszym jedynym planem powinno być, to jak bardzo damy popalić tym wszystkim przebrzydłym szlamom.

    Zabini pozwolił sobie na uśmiech, który zaraz ponownie zmienił się w wyraz przerażenia.

    - Smoku, czego się uczą szlamy w szkołach ?

    Draco wzruszył ramionami.

    - Na pewno nic trudnego.

* * *


    Nie tylko Ślizgoni pozostali na tę noc z mętlikiem w głowie. W wieży Gryffonów także panowała nerwowa atmosfera, w której uczniowie próbowali ustalić wszystkie dotychczasowe zagrania Dumbledora i utwierdzić się w przekonaniu, że bez wątpienia jest to jedna z najdurniejszych rzeczy na jaką mógł wpaść chcąc zaprowadzić do Hogwartu nieco więcej tolerancji Ogień w kominku już prawie dogasał, a w zasięgu ich wzroku błyskały ostatnie pojedyncze iskry. Wpatrzeni w nie z niechęcią, rzucali głośno pojedyncze przekleństwa, bez wątpienia uważając tak znienawidzonych Ślizgonów za własnych sprzymierzeńców. Gdy wybiła pierwsza w nocy Dean Thomas leniwie podniósł ze swoich kolan opasłą księgę z zaklęciami stwierdzając iż w tym wypadku nawet magia nie zdołała by ich uratować. Pozostawiając tę uwagę w milczeniu, reszta również powstawała z foteli by dać się do swoich dormitoriów. W słabo rozświetlonym Pokoju Wspólnym została tylko czwórka przyjaciół, która nawet nie spojrzała na oddalających się od nich ludzi.

    - Dumbledore oszalał - stwierdził nagle Ron prostując się na fotelu i przecierając zmęczone oczy - Po raz pierwszy w życiu zgodzę się z Blaisem Zabinim. Dyrektor upadł na głowę.

    - Wcale nie uważam żeby oszalał, jednakże ten pomysł jest zbytnio przesadzony - odparła Hermiona Granger zabierając wszystkie książki w zasięgu rudzielca, który wyglądał jakby miał rozszarpać wszystko co znalazłby pod ręką.- Nie jestem tym wcale zachwycona, jednakże to może być nawet ciekawe doświadczenie.

    - Ciekawe ? - zakpił Harry obdarzając ją niezbyt przyjemnym spojrzeniem - Chodziłem do mugolskiej szkoły i nic co mnie tam spotkało nie było zbyt ciekawym doświadczeniem.

    Ginny Weasley tylko prychnęła, zwinięta niczym kotka na jednym z cieplejszych foteli. Przykryła się niebieskim kocem w prążki, który wyczarowała ku jej uciesze Hermiona. Jej powieki opadały co jakiś czas, jednak nie potrafiła zmusić się do zaśnięcia. Czuła, że ta noc okaże się dla niej całkowicie bezsenna.

    - Poza tym w mugolskich szkołach rzeczywiście uczą wielu dziedzin, których brakuje w tej szkole - odparła brązowłosa starając się by jej głos brzmiał łagodnie i nie rozjuszył pozostałych trzech towarzyszy.

    - Widzę, że ci to wszystko całkiem odpowiada - warknął Ron, wpatrując się w swoje stopy - Niby czego takiego tam uczą ?

    - No, Ronaldzie. Chociażby zasad dobrego wychowania - odparła niecierpliwie, chowając wszystkie rzeczy do torby - I dla twojej świadomości wcale tego nie popieram. Po prostu uważam, iż skoro i tak nie możemy nic w tej kwesti powiedzieć, pozostało nam jedynie pogodzić się z tym losem i dowieść Dumbledorowi że nie jesteśmy rozwydrzonymi dzieciakami i umiemy zachować się w tej sytuacji. Co prawda niektórzy z nas mają ułatwione zadanie, ponieważ na przykład mnie, nie będzie trudno wmieszać się w tłum. Mam pojęcie o zasadach panujących u mugoli, wiem wszystko o urządzeniach których używają, także nic co tam zobaczę nie okaże się dla mnie szokiem. Nie wiem tylko jak zachowają się nasi kochani Ślizgoni, gdy podstawi im się pod nos telefon komórkowy - tu uśmiechnęła się kpiąco wymieniając z Harry'm szybkie spojrzenie.

    - Tak, będzie kupa zabawy - zakpił Ron

    - A ja mam nadzieję, że jakiś dobrze wybudowany dres, zaatakuje Malfoya za tą jego durną buźkę - rzucił półgębkiem Harry wyobrażając sobie blondyna w zaułku szkoły otoczonego przez jednego - lub bandę wysportowanych uczniów.

    - To jest nawet bardzo możliwe - szepnęła Ginny podciągając koc pod samą brodę - Malfoy jest bardzo zaczepiliwy, mogę postawić parę sykli na to, że się złamie i odpadnie już pierwszego dnia. W sumie warto tam pojechać nawet chociażby po to by to zobaczyć.

    Pozwolili sobie na krótkie uśmiechy gdzie zaraz potem na nowo pogrążyli się w nerwowym rozmyślaniu.

_________

Pierwszy rozdział wieje nudą.
Tak wiem. Obiecuję, że drugi będzie bardziej rozbudowany.

Nie wierzę, że powracam do blogosfery. Ognista chyba trochę za bardzo uderzyła mi do glowy ;) No cóż brakowało mi blogosfery i jestem szczęsliwa ze teraz w wakację mogę fo niej wrócić.

Zostawiajcie adresy blogow w komentarzach. Chętnie wszystko przeczytam :D

    -

niedziela, 23 czerwca 2013

Prolog


    - Koniec magii.

    Tymi słowami profesor Dumbledore powitał uczniów szóstego roku, którzy ze zdezorientowanymi minami cisnęli się przy ścianie jego gabinetu. Dyrektorzy Hogwartu, oglądając tą scenkę z zawieszonych ram, zerkali z zaskoczeniem na Dumbledora. Niektórzy z nich porobili miny, jakby stwierdzili, że obecny dyrektor nagle oszalał i postradał zmysły. Starca wcale ten widok nie zmieszał. Ze stoickim spokojem siedział na swoim fioletowym fotelu, leniwie kręcąc młynki kciukami. Uśmiech miał bardzo pogodny.

    - Co oznacza koniec magii, profesorze ? - odważyła się zapytać dziewczyna, która powoli wyłoniła się spośród chłopców ze swojego domu. Dumbledore nawet nie musiał patrzeć, by dowiedzieć się kim jest.

 - Koniec magii, panno Granger. Moje słowa oznaczają, to co wszyscy dzisiaj już trzykrotnie usłyszeliście. Przez najbliższe pół roku nikt z was nie wyczaruje chociażby cukrowej myszy. - tu zrobił pauzę, gdzie zerknął na twarze swoich uczniów, na których wyraz zdumienia zmienił się w nieukrywane oburzenie.

    - Co to ma niby znaczyć ? - oburzył się czarnowłosy chłopak, podchodząc do Hermiony Granger, która stała jak słup wpatrzona w starca. Tuż za nimi roznosiły się niezbyt taktowne rozmowy Ślizgonów, którzy wcale nie kryli swojego oburzenia i otwarcie postanowili skomentować słowa Dumbledore'a. Puchoni wymienili zaniepokojone spojrzenia z Krukonami, ale nic nie powiedzieli. Reszta Gryfonów wpatrywała się w swoich dwóch przedstawicieli, czekając aż dziwne słowa Dyrektora, w końcu się jakoś racjonalnie wyjaśnią.

    -Oznacza to iż na sześć miesięcy, zostajecie odizolowani od świata czarodziejskiego. Magia którą uczycie się w tej szkole, odbiera wam trochę wartości jakie pomagają w dorosłym życiu. Jesteście ślepo zapatrzeni w swoje umiejętności. Myślę, iż powinniście wiedzieć że życie wcale nie jest takie proste jak Wam się wydaje. Jak się nabałagani, to się sprząta, a nie macha różdżkami tylko po to by za chwile nabałaganić od nowa. Ministerstwo szczerze poparło ten projekt, mimo, iż mnie wcale nie satysfakcjonuje ich zgoda. Jednak prawnie, tylko oni mają prawo zagwarantować realizację całego projektu by...

- Będziemy żyć wśród szla... mugoli ? - odezwał się nagle Blaise Zabini, który aż poczerwieniał ze złości. Nienawistne spojrzenie dzielił z nim, Draco Malfoy, który spoglądał na Dumbledora z wyjątkowo okrutną rządzą mordu.

- Nie tylko żyć, panie Zabini - odparł spokojnie Dyrektor, wkładając do ust cytrynowego dropsa, którego obszerne pudełko stało naprzeciwko niego na solidnym dębowym biurku. - Przez pół roku wysyłam Was do mugolskiej szkoły. Czas abyście nauczyli się nowych dziedzin nauki, chociażby takich jak poprawne pismo - dodał z małą ironią, omiatając spojrzeniem dwójkę gburowatych Ślizgonów.

W gabinecie zawrzało. Uczniowie przekrzykiwali się nawzajem, buntując się i wrzeszcząc iż wcale nie zamierzają brać udziału w żadnym podobnym projekcie. Dumbledore słuchał tych wrzasków ze spokojem na twarzy, dalej kręcąc setne młynki swoimi kciukami. Na twarzy miał w dalszym ciągu delikatny uśmiech, co nieco zirytowało uczniów pozostałych czterech domów. Nikt nie patrzył już na to skąd pochodzi, wszyscy w tym momencie byli w jednym zgodni.
Ich Dyrektor zwariował.

________________________

Witam uprzejmie. Wpadłam na pomysł tej historii tak nagle, i postanowiłam go zrealizować. Nie miałabym pomysłu na historię w Hogwarcie, za to w mugolskiej szkole, wymyśliłam dla naszych bohaterów ciekawe atrakcje. Prolog wyszedł kiepski, ale obiecuję, że poprawię się w rozdziałach.
Pozdrawiam ;)
  

Powitanie